Zawsze byłam bardzo emocjonalna i wszystko przeżywałam
podwójnie. Zochna zmartwiona parzyła mi wtedy zioła i herbatę malinową, ale
widząc że nawet to nie pomaga, zostawiała mnie taką rozedrganą, abym sama sobie
z tym radziła, bo uznawała że tak będzie najlepiej. Dzisiaj jednak było
tragicznie: nie mogłam usiąść, ciągle biegałam po domu, wypiłam trzy
znienawidzone kawy, aby odrobić nieprzespaną noc, a w przerwie między
rozprawami wypaliłam nawet z Kaśką papierosa, co spotkało się z jej ogromnym
zdumieniem.
To co zastałam na wycieraczce przed drzwiami wywołało we
mnie jeszcze więcej sprzecznych emocji. Czułam, jakbym zaraz miała wybuchnąć,
wrzucając z siebie rozpacz, złość, pożądanie i dziką radość. Rozpłakałam się,
budząc tym samym śpiącego na kilku walizkach Maćka. Spojrzał na mnie
wystraszonym wzrokiem, by zaraz tulić mnie do swojej klatki piersiowej,
głaszcząc jednocześnie po głowie.
-Celka, błagam cię, nie płacz już. Nienawidzę kiedy jesteś
smutna, a ja nie mam pojęcia co zrobić żebyś się uśmiechnęła. To uczucie jest
gorsze od chęci wpierdolenia Kotlińskiemu, za to że cię dotykał.
Ku mojemu zdumieniu, kiedy łzy wciąż płynęły po mojej
twarzy, niszcząc perfekcyjny makijaż Maciek zaczął je zlizywać. Westchnęłam
cichutko, bo to było po prostu ponad moje siły.
Przespać się z dziesięć lat młodszym przyjacielem, który
rano tak po prostu uciekł bez pożegnania, a teraz pozwalać na to, żeby mnie
dotykał, chociaż to pewnie jeden z największych błędów mojego życia.
Odsunęłam się od niego delikatnie na odległość ramienia, bym
mogła otworzyć drzwi od mieszkania. Podreptał za mną do kuchni i zaczął robić
herbatę, za co byłam mu bardzo wdzięczna, bo po całym dniu miałam cholerna
ochotę na Earl Greya, a nie wstrętną kawę.
-Przypomniałeś sobie o moim istnieniu?- zapytałam, a on
odwrócił się do mnie ze skruszoną miną, na którą nabrałabym się może dwa lata
temu, ale na pewno nie teraz.
-Marcelina, musiałem coś sprawdzić.
-Co? Czy nie zostawiłeś włączonego żelazka? Czy chciałeś zajrzeć
do Kuby i Aśki sprawdzić jak się bawią?
Naprawdę nie chciałam być dla niego niemiła, lecz musiałam
wylać całe swoje rozgoryczenie, które spotkało mnie rano, gdy obudziłam się
sama, a miejsce obok mnie było już zimne.
-Nienawidzę, kiedy jesteś taka ironiczna, to zupełnie do
ciebie nie pasuje.
-Maciek, mam trzydzieści dwa lata, powinnam właśnie wracać
wykończona z pracy, żeby ugotować obiad dwójce moich dzieci, które w tym
momencie ze szkoły odbiera mąż, a potem powinniśmy spędzić wspólne popołudnie
polegające na nie mam pojęcia czym, bo nigdy nie było mi dane zaznać prawdziwego
rodzinnego życia, a zamiast tego przespałam się z dziesięć lat młodszym
przyjacielem, więc nie mów co do mnie pasuje, dobra?
O dziwo, Maciek zamilkł, rzucając mi tylko zdziwione
spojrzenie, bo chyba nie spodziewał się wybuchu z mojej strony, więc po prostu
wyżerał zawartość mojej miski z owocami.
-Co musiałeś sprawdzić?
Usiadłam na szafce kuchennej i przyglądałam się, jak powoli
odwraca się w moją stronę, lekko się uśmiechając.
-Celka, ty mnie po prostu kochasz prawie tak samo jak ja
ciebie.
-Maciuś, a po co ci te walizki? Wracasz do Zakopanego?
Kiedy już stwierdziłam, że bardziej oszaleć nie mógł, ale
mimo wszystko nie zrobi mi krzywdy, pozwoliłam mu rozsiąść się na kanapie przed
telewizorem. Znowu z tym nieszczęsnym winem, lecz tym razem stanowczo odmówiłam
spożywania jakiegokolwiek alkoholu ze względu na milion opłakanych skutków.
-Nie-e. Wprowadzam się do ciebie, gamoniu.
Musiałam bardzo śmiesznie wyglądać z wytrzeszczonymi oczami
i otwartymi ustami, które Maciek zamknął krótkim muśnięciem.
-Żartujesz, prawda? Powiedz że po prostu pokłóciłeś się z
Kubą i z nim nie chcesz mieszkać. Ja cię przygarnę, nie jestem taką straszliwą
zołzą za jaką mnie masz, możesz nawet zająć łóżko w sypialni, w zasadzie lubię
spać w salonie, bo jest chłodniej. Będziesz mógł wchodzić pierwszy do łazienki,
śpiewać pod prysznicem i zapraszać kumpli, ale to wszystko potrwa tylko góra
miesiąc, a potem wrócimy do normalności, w której ty będziesz skakał jak
najdalej tylko się da i jeździł po całej Europie, a ja z zaciśniętymi kciukami
będę ci kibicowała przed telewizorem. Przyjadę do Zakopanego, zobaczymy się w
Wiśle, w tajemnicy przed trenerem się opijemy jak to mamy w zwyczaju, ty znów
zaciągniesz mnie do swojej matki, której się tak cholernie boję, potem się
pokłócicie jak zwykle o mnie i będzie tak cudownie jak zawsze. Obiecaj mi to,
błagam.
Roześmiał się. Po prostu się roześmiał, a potem pocałował tak,
jak nigdy nikt mnie jeszcze nie dotykał. Czułam się jak jakaś nastolatka z tymi
cholernymi motylami w brzuchu i drżącym całym ciałem.
-Kicia, czemu rujnujesz sobie życie?
Ciężko oddychałam, kiedy wreszcie wypuścił mnie ze swoich
objęć. Spojrzał na mnie zaskoczony, chyba nie do końca rozumiejąc o co mi
chodzi, bo uniósł brwi w pytającym geście. Westchnęłam ciężko, bo było mi
naprawdę dziwnie z tym wszystkim co się wydarzyło. Z jednej strony przeżyłam
najlepszą noc w swoim życiu i chyba nic nie może się z tym równać, spełniłam
swoje najintymniejsze marzenia i wreszcie Kot powiedział mi to, co miałam
nadzieję usłyszeć od dwóch lat. Jednak doskonale zdawałam sobie sprawę, że
życie rzadko układa się po naszej myśli, a czasem sama miłość zwyczajnie nie
wystarcza do tego żeby być razem. On był młody, mój zegar biologiczny tykał
nieubłaganie. Chociaż miałam przed sobą jeszcze kilka lat bycia kobietą w
pełnym tego słowa znaczeniu, to on był młody, ambitny, żądny kolejnych przygód,
a to mogło mu minąć dopiero za paręnaście lat. Jego matka mnie nienawidziła,
nie sądzę więc żeby ucieszyła się na widok naszych splecionych rąk, ojciec
pomyślałby że chodzi tylko o pieniądze.
-Ty to robisz w tym momencie, bo po raz pierwszy od
niepamiętnych czasów jestem szczęśliwy na ziemi, a nie tylko w powietrzu, a ty
twierdzisz, że rujnuję sobie życie. Naprawdę jesteś zołzą.
Nie ma to jak martwić się o kogoś, kto uznaje że jesteś
przez to okropna.
-Jak ty sobie to wyobrażasz?
-Całkiem zwyczajnie. Tak jak było do tej pory, tylko teraz będzie
szczęśliwiej, Celka. Tak to sobie wyobrażam.
Dotknął ciepłą i miękką dłonią uda, a ja odpłynęłam,
całkowicie ufając w zapewnienia że będzie dobrze. Musi być.
__________
Wrzucam, bo muszę jakoś odreagować. Wczorajsza kontuzja Mariusza bardzo mną wstrząsnęła, ale dobrze że to nic poważnego, chociaż było groźnie. Bardzo szkoda mi Bartka i naprawdę nie jestem w stanie pojąć jaki był powód takiej decyzji. Po prostu straciłam zaufanie i szacunek do pana Antigi. Nie miejcie mnie za jakąś hotkę, wariatkę czy coś, ale po prostu z całym szacunkiem dla Miki, Kurek bez formy gra lepiej niż on wczoraj.