niedziela, 17 sierpnia 2014

kici, kici bądźmy nieprzyzwoici #2



Zawsze byłam bardzo emocjonalna i wszystko przeżywałam podwójnie. Zochna zmartwiona parzyła mi wtedy zioła i herbatę malinową, ale widząc że nawet to nie pomaga, zostawiała mnie taką rozedrganą, abym sama sobie z tym radziła, bo uznawała że tak będzie najlepiej. Dzisiaj jednak było tragicznie: nie mogłam usiąść, ciągle biegałam po domu, wypiłam trzy znienawidzone kawy, aby odrobić nieprzespaną noc, a w przerwie między rozprawami wypaliłam nawet z Kaśką papierosa, co spotkało się z jej ogromnym zdumieniem.
To co zastałam na wycieraczce przed drzwiami wywołało we mnie jeszcze więcej sprzecznych emocji. Czułam, jakbym zaraz miała wybuchnąć, wrzucając z siebie rozpacz, złość, pożądanie i dziką radość. Rozpłakałam się, budząc tym samym śpiącego na kilku walizkach Maćka. Spojrzał na mnie wystraszonym wzrokiem, by zaraz tulić mnie do swojej klatki piersiowej, głaszcząc jednocześnie po głowie.
-Celka, błagam cię, nie płacz już. Nienawidzę kiedy jesteś smutna, a ja nie mam pojęcia co zrobić żebyś się uśmiechnęła. To uczucie jest gorsze od chęci wpierdolenia Kotlińskiemu, za to że cię dotykał.
Ku mojemu zdumieniu, kiedy łzy wciąż płynęły po mojej twarzy, niszcząc perfekcyjny makijaż Maciek zaczął je zlizywać. Westchnęłam cichutko, bo to było po prostu ponad moje siły.
Przespać się z dziesięć lat młodszym przyjacielem, który rano tak po prostu uciekł bez pożegnania, a teraz pozwalać na to, żeby mnie dotykał, chociaż to pewnie jeden z największych błędów mojego życia.
Odsunęłam się od niego delikatnie na odległość ramienia, bym mogła otworzyć drzwi od mieszkania. Podreptał za mną do kuchni i zaczął robić herbatę, za co byłam mu bardzo wdzięczna, bo po całym dniu miałam cholerna ochotę na Earl Greya, a nie wstrętną kawę.
-Przypomniałeś sobie o moim istnieniu?- zapytałam, a on odwrócił się do mnie ze skruszoną miną, na którą nabrałabym się może dwa lata temu, ale na pewno nie teraz.
-Marcelina, musiałem coś sprawdzić.
-Co? Czy nie zostawiłeś włączonego żelazka? Czy chciałeś zajrzeć do Kuby i Aśki sprawdzić jak się bawią?
Naprawdę nie chciałam być dla niego niemiła, lecz musiałam wylać całe swoje rozgoryczenie, które spotkało mnie rano, gdy obudziłam się sama, a miejsce obok mnie było już zimne.
-Nienawidzę, kiedy jesteś taka ironiczna, to zupełnie do ciebie nie pasuje.
-Maciek, mam trzydzieści dwa lata, powinnam właśnie wracać wykończona z pracy, żeby ugotować obiad dwójce moich dzieci, które w tym momencie ze szkoły odbiera mąż, a potem powinniśmy spędzić wspólne popołudnie polegające na nie mam pojęcia czym, bo nigdy nie było mi dane zaznać prawdziwego rodzinnego życia, a zamiast tego przespałam się z dziesięć lat młodszym przyjacielem, więc nie mów co do mnie pasuje, dobra?
O dziwo, Maciek zamilkł, rzucając mi tylko zdziwione spojrzenie, bo chyba nie spodziewał się wybuchu z mojej strony, więc po prostu wyżerał zawartość mojej miski z owocami.
-Co musiałeś sprawdzić?
Usiadłam na szafce kuchennej i przyglądałam się, jak powoli odwraca się w moją stronę, lekko się uśmiechając.
-Celka, ty mnie po prostu kochasz prawie tak samo jak ja ciebie.

-Maciuś, a po co ci te walizki? Wracasz do Zakopanego?
Kiedy już stwierdziłam, że bardziej oszaleć nie mógł, ale mimo wszystko nie zrobi mi krzywdy, pozwoliłam mu rozsiąść się na kanapie przed telewizorem. Znowu z tym nieszczęsnym winem, lecz tym razem stanowczo odmówiłam spożywania jakiegokolwiek alkoholu ze względu na milion opłakanych skutków.
-Nie-e. Wprowadzam się do ciebie, gamoniu.
Musiałam bardzo śmiesznie wyglądać z wytrzeszczonymi oczami i otwartymi ustami, które Maciek zamknął krótkim muśnięciem.
-Żartujesz, prawda? Powiedz że po prostu pokłóciłeś się z Kubą i z nim nie chcesz mieszkać. Ja cię przygarnę, nie jestem taką straszliwą zołzą za jaką mnie masz, możesz nawet zająć łóżko w sypialni, w zasadzie lubię spać w salonie, bo jest chłodniej. Będziesz mógł wchodzić pierwszy do łazienki, śpiewać pod prysznicem i zapraszać kumpli, ale to wszystko potrwa tylko góra miesiąc, a potem wrócimy do normalności, w której ty będziesz skakał jak najdalej tylko się da i jeździł po całej Europie, a ja z zaciśniętymi kciukami będę ci kibicowała przed telewizorem. Przyjadę do Zakopanego, zobaczymy się w Wiśle, w tajemnicy przed trenerem się opijemy jak to mamy w zwyczaju, ty znów zaciągniesz mnie do swojej matki, której się tak cholernie boję, potem się pokłócicie jak zwykle o mnie i będzie tak cudownie jak zawsze. Obiecaj mi to, błagam.
Roześmiał się. Po prostu się roześmiał, a potem pocałował tak, jak nigdy nikt mnie jeszcze nie dotykał. Czułam się jak jakaś nastolatka z tymi cholernymi motylami w brzuchu i drżącym całym ciałem.
-Kicia, czemu rujnujesz sobie życie?
Ciężko oddychałam, kiedy wreszcie wypuścił mnie ze swoich objęć. Spojrzał na mnie zaskoczony, chyba nie do końca rozumiejąc o co mi chodzi, bo uniósł brwi w pytającym geście. Westchnęłam ciężko, bo było mi naprawdę dziwnie z tym wszystkim co się wydarzyło. Z jednej strony przeżyłam najlepszą noc w swoim życiu i chyba nic nie może się z tym równać, spełniłam swoje najintymniejsze marzenia i wreszcie Kot powiedział mi to, co miałam nadzieję usłyszeć od dwóch lat. Jednak doskonale zdawałam sobie sprawę, że życie rzadko układa się po naszej myśli, a czasem sama miłość zwyczajnie nie wystarcza do tego żeby być razem. On był młody, mój zegar biologiczny tykał nieubłaganie. Chociaż miałam przed sobą jeszcze kilka lat bycia kobietą w pełnym tego słowa znaczeniu, to on był młody, ambitny, żądny kolejnych przygód, a to mogło mu minąć dopiero za paręnaście lat. Jego matka mnie nienawidziła, nie sądzę więc żeby ucieszyła się na widok naszych splecionych rąk, ojciec pomyślałby że chodzi tylko o pieniądze.
-Ty to robisz w tym momencie, bo po raz pierwszy od niepamiętnych czasów jestem szczęśliwy na ziemi, a nie tylko w powietrzu, a ty twierdzisz, że rujnuję sobie życie. Naprawdę jesteś zołzą.
Nie ma to jak martwić się o kogoś, kto uznaje że jesteś przez to okropna.
-Jak ty sobie to wyobrażasz?
-Całkiem zwyczajnie. Tak jak było do tej pory, tylko teraz będzie szczęśliwiej, Celka. Tak to sobie wyobrażam.
Dotknął ciepłą i miękką dłonią uda, a ja odpłynęłam, całkowicie ufając w zapewnienia że będzie dobrze. Musi być.
 __________
 Wrzucam, bo muszę jakoś odreagować. Wczorajsza kontuzja Mariusza bardzo mną wstrząsnęła, ale dobrze że to nic poważnego, chociaż było groźnie. Bardzo szkoda mi Bartka i naprawdę nie jestem w stanie pojąć jaki był powód takiej decyzji. Po prostu straciłam zaufanie i szacunek do pana Antigi. Nie miejcie mnie za jakąś hotkę, wariatkę czy coś, ale po prostu z całym szacunkiem dla Miki, Kurek bez formy gra lepiej niż on wczoraj.

1 komentarz:

  1. Dobrze że to nic poważnego. Myślałam że zejdę tam na hali z nerwów. Akurat siedziałam tak, że całą sytuację zasłaniał mi blok Bułgarów. I potem oczywiście zamiast skupić się na meczu hipnotyzowałam wzrokiem miejsce gdzie położyli Mariusza...Nigdy więcej. Chyba już zawsze zapamiętam tą ciszę która zapadła w Kraków Arenie.

    Kotełek był potrzebny. Dziękuję ci za niego.

    OdpowiedzUsuń