środa, 13 sierpnia 2014

kici, kici bądźmy nieprzyzwoici #1



-Naprawdę nie rozumiem Marcela, czemu jeszcze się z nim nie przespałaś. Generalnie to ja widzę tylko dwa dość racjonalne i popularne przy dzisiejszym trybie życia powody, dlaczego tak się dzieje.
Zaklęłam, ale nie z powodu niespodziewanego towarzystwa w salonie, tylko dlatego, że potknęłam się o piękne czerwone szpilki, w których ja co najmniej wybiłabym sobie zęby. Siatka z zakupami wypadła mi z ręki, a owoce od pani Marysi z dołu rozsypały się po całym przedpokoju, powodując głośne westchnienie Zochny.
-Chcesz wiedzieć, dlaczego do tej pory nie wylądowałaś do tej pory w łóżku z Maćkiem?
Zochna była cholernie upierdliwa i irytująca, a to że była jednym z najlepszych psychologów w Krakowie, wcale nie pomagało, analizowała całkiem zwyczajne, ludzkie zachowania na dziesiątą stronę- czasem nie mogłam zwyczajnie spędzić soboty w domu, bo doszukiwała się w tym początków miliona chorób psychicznych.
Dlatego też odszedł od niej Paweł. Nie wytrzymywał psychicznie codziennych rozmów o jego problemach i uczuciach, nie cierpiał wyznawać miłości, a w dodatku miał masę innych kobiet na pęczki co wywoływało potworne wyrzuty sumienia i strach, że Zochna dowie się i zrujnuje mu życie. O dziwo, sama odkryła jego wszystkie kochanki, chociaż sprytnie się maskował, z większością z nich przeprowadziła masę rozmów, po których stwierdziła, że są one pokrzywdzone przez los i brakuje im w życiu zwyczajnej troski o nie, po czym nawet się nie skrzywiła, mówiąc Pawłowi o tym, że każdy kryzys da się zażegnać i że zawsze można próbować od nowa. A on uznał ją za wariatkę i uciekł z krzykiem. No, może nie z krzykiem, bo to nie przystoi mężczyźnie, ale spakował walizki i tyle go widziałyśmy, a Zochna czasem do dziś płacze po nim w poduszkę, gdy myśli że nikt nie widzi.
-Powód musi tkwić w którymś z was. On nie jest jakiś złożony, bo oboje jesteście prostymi, nieskomplikowanymi istotami, chwała Bogu. Wydaje mi się, że on jest gejem, nawet z nim rozmawiając można wysnuć takie wnioski, chociaż jest bardzo przyjemny i cudownie ponętny. Ja jednak nigdy nie zakładam z góry jakiś teorii, jednak sądząc po liczbie twoich chłopaków w ogólniaku i na studiach, nie jesteś lesbijką, wina leży po jego stronie.
Momentami z Zochną naprawdę nie da się wytrzymać i chociaż kocham ją najbardziej na świecie, nie powiedziałabym jej swoich sekretów, bo wylądowałabym zapewne w jej najnowszej książce jako ciekawe przypadki patologii psychologicznych, o ile takie istnieją. Po za tym, jak można ufać  komuś, kto zamiast jak każda normalna czterdziestoośmiolatka iść na kawę z koleżankami lub oglądać durne seriale, medytuje w  salonie swojej córki z ogromnym turbanem na głowie kupionym podczas wyprawy do Indii na którą wydała swoją całą pensję i była na moim utrzymaniu przez dwa miesiące? To chyba całkiem zrozumiałe, że pomimo całej sympatii do niej, po prostu nie mogłam jej mówić wszystkiego.
-Mamo, nie wzięłaś pod uwagę jednego, najbardziej istotnego faktu: przyjaciele ze sobą nie sypiają. Nie mogłabym tego z nim zrobić, jest o 10 lat młodszy, jego ojciec uważa mnie za jakąś pedofilkę, a matka twierdzi że czyham na jego pieniądze. Nie uważasz, że wykraczanie po za kontakty czysto przyjacielskie byłoby dość niefortunne z mojej strony?
Zochna podniosła się ociężale z dywanu i skrzywiła się, upijając łyk zielonej herbaty.
-Nadal uważasz, że przyjaźń damsko-męska istnieje, Marcelko?
Oczywiście, że nie. Moje przyjacielskie uczucia do Maćka skończyły się w drugim miesiącu naszej znajomości, kiedy zdjął koszulkę przy mnie, bo niechcący zachlapałam ją sokiem i pocałował w policzek nazywając cudowną niezdarą. Mama jednak nie potrafiłaby zrozumieć, dlaczego nie usiłuję wepchnąć mu się do łóżka, poderwać, generalnie zrobić coś, co nie pozwalałoby mu być obojętnym wobec mnie. Zawsze uważała, że nie powinno się przejmować opiniami innych i brnąć przed siebie, po swoje szczęście.
-Tak mamo, jesteśmy z Maćkiem tego doskonałym przykładem. A teraz nie chciałabym cię wyganiać, ale mam kupę roboty. Jutro rozprawa Dubińskiej, a ja jeszcze muszę pogadać z jej mężem.
Zochna obdarzyła mnie długim i przenikliwym spojrzeniem, takim jakim patrzą matki na córki, kiedy wiedzą, że one coś kombinują, jednak nie chcą mieszać sie ich życia. Przynajmniej nie w tak oczywisty sposób.
-Skoro tak, to nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli pobawię się z twoim Kotkiem? Od dawna mam na niego ochotę, lecz muszę najpierw upewnić się, że nie będzie ci to przeszkadzać.
Znałam swoją mamę od urodzenia, więc byłam pewna, że nie żartuje ani nie knuje żadnej intrygi: po prostu taka była, bezpośrednia i śmiała. Może zawierała się w tym jakaś psychologiczna sztuczka, o której nie miałam pojęcia, lecz naprawdę pytała o to, czy może poderwać Kota. Dwudziestolatka skaczącego na nartach, dzieciaka, który ciągle dążył do perfekcji, mieszkał w akademiku z bratem, a w wakacje jak miał chwilę czasu, to bawił się na koncertach pod Wielką Krokwią i patrzył, jak jego koledzy wyrywają turystki.
Od odpowiedzi uwolnił mnie natarczywy dzwonek do drzwi, więc z ulgą pobiegłam otworzyć, bo ujrzeć mój cud świata ze skórzaną torbą którą mu kupiłam na urodziny pod pachą, tak cudownie pachnący perfumami sprezentowanymi przeze mnie w ramach samotnie spędzanych Walentynek w Sochi i sobą, a była to tak cudowna mieszanka, że aż westchnęłam, co Kicia błędnie odczytał.
-Ojej, Cela, pewnie kupa roboty na jutro, a ja jak zwykle przeszkadzam, ale musiałem, bo jestem bardzo głodny, a Kuba siedzi ze swoim cukiereczkiem i nie da się wytrzymać, posiedzę sobie cicho, obejrzę coś w telewizji, będę grzeczny, obiecuję.
Uśmiecham się tylko, bo zawsze kiedy na coś narzeka, robi mu się zmarszczka na lewym policzku, która sprawia, ze chyba wygląda jeszcze bardziej uroczo niż zwykle.
-Maciuś, kochanie, gdybym odprawiała cię z kwitkiem za każdym razem, kiedy ma mnóstwo roboty, to nie spotykalibyśmy się wcale.
-Normalnie kocham cię Celka.
Doskonale wiedział, że nienawidzę kiedy skraca się tak moje imię, dlatego na moją oburzoną minę roześmiał się tylko i wszedł do salonu, gdzie spotkał moja matkę zbierającą swoje niezbędne przedmioty do medytowania.
-Dzień dobry pani Zosiu.- przywitał się nienagannie, a Zochna z zażenowaniem ściągnęła indyjski turban z głowy i przeczesała włosy rękoma. Jeżeli miała zamiar go podrywać, to marnie jej to wyszło, bo wyjąkała tylko jakieś powitanie i uciekła boso, zostawiając swoje cudowne szpilki na środku przedpokoju.
-Cela, kiedy powiedziałem, że nie będę ci przeszkadzać, kłamałem.
Jego diaboliczny uśmiech nie zwiastował niczego dobrego, a kiedy wyciągnął zza pazuchy moje ulubione wino, westchnęłam tylko cicho, bo doskonale wiedziałam jak to się skończy. Naprawdę miałam na jutro mnóstwo pracy, bo w przeciwieństwie do niego nie byłam studentem bez zmartwień żyjącym z dnia na dzień lecz jedną z lepszych w Krakowie prawniczek. Po za tym wciąż nie mogłam zapanować nad chaosem jaki wprowadzać w moje życie ten dzieciak, bo do cholery, miałam trzydzieści dwa lata i wypadałoby się ustatkować, znaleźć sobie jakiegoś faceta, z którym potem można by wziąć ślub, urodzić mu trójkę dzieci i zamieszkać w małym domku na przedmieściach. Ja jednak wciąż wolałam spędzać czas z tym uroczym dzieciakiem, upijając się albo żartując, po prostu podejmowałam żałosne próby zatrzymania uciekającego czasu. Maciek mnie odmładzał, czułam się z nim pełna niewinnej radości, jakby ktoś cofnął mój biologiczny zegar o co najmniej dziesięć lat, które nas różniło. Uwielbiałam go za to, że potrafił mnie zrozumieć, lubił we mnie wszystko- od niekontrolowanego entuzjazmu po te okropne pieprzyki pod lewym okiem, zawsze pocieszał mnie po kolejnych nieudanych związkach, biegał do apteki kiedy zachorowałam i zgadzał się na zaproszenia Zochny do niej na obiad i chociaż zwykle podawała niemiłe, rozgotowane warzywa to i tak zjadał wszystko z uśmiechem prosząc o dokładkę. Po pewnym czasie z wielkim trudem przyjęłam do wiadomości, że kochałam się w Kocie i że to nie jest kolejne zauroczenie spowodowane zbyt długą samotnością, brakiem seksu lub nadmiarem alkoholu. To była prawdziwa miłość, nawet taka z motylkami w brzuchu, czerwienieniem się na jego widok, milionem dreszczy na całym ciele przy najmniejszym jego dotyku i cholerną zazdrością o te piszczące nastolatki pod Wielką Krokwią.
-Maciuś, chyba trochę przesadzamy.-pozwoliłam sobie zauważyć, chociaż niczego nie pragnęłam tak bardzo jak tego, żeby upić się z nim i porozmawiać o nudnym tygodniu odchodzącym w zapomnienie, podczas którego miałam czas tylko na wykonanie dwóch telefonów do niego.
-Marcelinko, doskonale cię rozumiem, że już zbiera cię na mdłości, kiedy pomyślisz o kacu, ale postaw się w mojej sytuacji: piję te siki tylko dla ciebie, łeb mi po nich pęka i stokrotnie wolałbym napić się wódki, jednak nie chcę sprawiać ci przykrości.
Nie do końca to miałam na myśli, mówiąc że przesadzamy, jednak jego komentarz o winie wytrącił mnie z równowagi na tyle, że zapomniałam zaprotestować. Wyrwałam mu za to butelkę z ręki i w akompaniamencie jego krzyków wylałam jej zawartość do zlewu.
-Cela, coś ty narobiła?
Nie słuchając jego jęków otworzyłam lodówkę. Przesunęłam nieco sałatę, wyjęłam trzy jogurty naturalne, podniosłam blaszkę z plackiem i wyjęłam butelkę Wyborowej schowanej na specjalne okazje. Ukryta była po to, żeby Zochna jej nie zauważyła, bo uznałaby że jestem alkoholiczką i zaczęłaby szukać idealnej terapii odwykowej dla mnie.
-Proszę Kicia, żebyś nie musiał męczyć się więcej z sikami.
Jego okrzyk radości słyszany był chyba w całym Krakowie.

-Marcelka, chyba sie troszkę najebałem.
-No nie wierzę.
Spojrzałam na niego spod przymkniętych powiek z taką ironią, na jaką tylko było mnie stać, bo w głowie tez już mi nieźle szumiało, a ręka Maćka pałętająca się gdzieś obok mojego uda wcale nie pomagała wytrzeźwieć.
-Jesteś okropną jędzą, Cela. nawet wtedy, kiedy tak ładnie wyglądasz.
Zastanawiam się, czy moje policzki mogą przybrać bardziej czerwoną barwę przez ten beznadziejnie tandetny komplement.
-Oh daj spokój, przecież wiedziałeś na co się piszesz Kicia.
To ja miałam gorzej, bo nawet nie sądziłam, że piwo z sąsiadem mojej babci może mieć aż tak wielkie konsekwencje oraz wpływ na moje dotychczas nudne, pełne szarości życie.
-Nie sądziłem, że z biegiem czasu będziesz coraz piękniejsza.
Zakrztusiłam się niemiłym drinkiem, na co Maciej uśmiechnął się tylko szelmowsko, a jego dłoń zatoczyła krąg na moim udzie. Naprawdę chciałam ją strącić, lecz kompletnie brakło ci na to czasu, bo nie minęło 5 sekund, a twarz Kota znalazła się tuż obok mojej, niszcząc moją pilnie strzeżoną strefę osobistą.
-Powinnaś częściej zakładać sukienki.
Pierwszy raz słyszałam, żeby Kicia coś szeptał, w dodatku do ucha i tak zmysłowo, inaczej niż zwykle. Na początku pomyślałam że zwariował, ale kiedy wcale nie odsuwał się z głośnym śmiechem, a wręcz przeciwnie, czułam jakby się zbliżał, chociaż nie wykonał żadnego ruchu, więc po prostu go pocałowałam. Marzyłam o tym od dobrych dwóch lat, a kiedy wreszcie to zrobiłam, wiedziałam, że nie mogę tego spierdolić, bo do końca życia żałowałabym. Maciek smakował malinami i alkoholem, ale wcale mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, nakłoniło do rozchylenia jego warg. Kiedy nasze języki zaczęły toczyć wojnę, a dłoń Kota znalazła się w moich włosach, przekonałam się że naprawdę warto było czekać 24 miesiące, żeby doznać tak pięknej, okraszonej cichymi mruknięciami rozkoszy.
Kilkanaście razy wcześniej uprawiałam seks z mężczyznami, wydawało mi się nawet, że kochałam swoich partnerów, lecz przekonałam się, że Zochna miała rację: kiedy robisz to z przypadkowymi osobami, które nie będą gościć w twoim życiu na dłużej, zabijasz piękno tego aktu; dla niej zawsze seks z pożądania był naturalny i na właściwym miejscu, lecz wierzyła w to, że jeśli spotka się odpowiednia osobę, to będą to najwspanialsze momenty w życiu.
Zawsze uważałam to za brednie, lecz kiedy Maciek dotykał językiem mojego brzucha, ściskał dłońmi pośladki, całował uda, czułam że nic piękniejszego mi się nie przydarzy. 




______
Mamy dwie części Maćka, który jest tak słodki, że aż mnie zrobiło się niedobrze. Marcelinka jest dziwadłem, jej matka Zochna jeszcze gorszym, a ja gdzieś w tym wszystkim odnajduję siebie i trochę mnie to przeraża. Coś się pisze o Vettorim, bo cudny z niego chłopaczyna, gdzieś się czai niedokończony Conte zmieniany raz po raz. Przepraszam że tak długo, ale coś mnie ostatnio więcej nie było w domu/pokoju/w miejscu z dostępem do internetu niż było. Jak czytacie, dajcie jakiś znak. 
Dzięki tym, którzy tu się pojawią, kocham was wszystkie, jesteście dla mnie ogromną inspiracją, chociaż nie ma mnie na waszych blogach w postaci komentarza. 
#rozpisana #bałkańska #zielarka #pozdrawia #sprzed #pękniętego #laptopa #i #z #deszczem #za #oknem
Miłej końcówki wakacji, see you soon.

3 komentarze:

  1. Zacznę od tego, że ostatniego zdania naprawdę nie musiałaś pisać.
    Co do opowiadania, to chyba tylko ja jestem tak genialna, żeby po przeczytaniu tytułu, nadal zastanawiać się o jakiego Maćka chodzi.
    Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, ze nie pamiętam, żebyś wcześniej pisała o skokach ;D
    Historia bardzo mi się podoba, Zochna jest dziwna, ale świetnie się jej teksty czyta, Marcelina-pedofilka (swoją drogą, pan Kot dałby se siana, MAciuś chyba potrafi o siebie zadbać, no chyba, że zazdrosny jest :D)
    Ciekawi mnie strasznie, jak to się potoczy dalej. Jak zareagują, gdy wytrzeźwieją?
    pozdrawiam ;*
    flamex
    [http://zawsze-tylko-moja.blogspot.com ; http://sercem--pisane.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. Komu końcówki temu końcówki. Niektórzy mają jeszcze miesiąc <3 Aww Koteł. Trudno Kotełka nie traktować w ten sposób bo Maciuś taki po prostu jest. Zochna jest popieprzona jak to na psychologa przystało, a Marceliny nie rozumiem. Z drugiej strony kto by takiego Kotełka nie chciał no kto ;) Czekam na druga część bo aż jestem ciekawa. Na Facu tez czekam, bo ten Facu z pod twoich paluszkow będzie super. Ach jeszcze Luca czy moze byc cudowniejsza wiadomość jak to że Ziel pisze Lukę mojego pieknego Lukę. No chyba nie ;)
    Wiem ze pieprzę ale tęskniłam. Ziel blogosfera bez ciebie jest troche pusta. Soboto nadchodz. Ja chce do Krakowa!

    OdpowiedzUsuń